…a sprawię, że zagrają Twój ostatni kawałek w jednej z największych stacji radiowych w Polsce. Nie wierzysz?
Jakiś czas temu rozmawiałem z dobrą znajomą. Jest piękną kobietą, a do tego wyjątkowo uzdolnioną. Po pracy zajmuje się supportem promocyjnym i managementem swojego boyfrienda.
– No i jak ci idzie ta promocja? – zapytałem.
– Jacku – westchnęła – to się po prostu nie mieści w głowie. Rozmawiałam z (…) z radia (…) i powiedział mi… Powiedział…
– Powiedział? To znaczy co?
– Że jak dam mu 10 patoli to ogra mi nowego singla.
– Co ty mówisz? – zdziwiłem się – Przecież to jest łapówkarstwo!
– Ale tak naprawdę powiedział! Wiesz, pomijając fakt, że ja tej kasy fizycznie nie mam, to i tak gdybym ją miała z pewnością nie włożyłabym jej temu typowi do kieszeni.
– No fakt, w końcu on ci nie gwarantuje efektu… A to drań!
W ten sposób zacząłem przyglądać się zjawisku payoli, czyli płaceniu rozgłośniom za promocję muzyczną.
Łopatologicznie rzecz ujmując, czas antenowy każdej ze stacji radiowych jest przeliczalny na pieniądze. Mniej popularne stacje ceny mają niższe, liderzy w rankingach słuchalności – wyższe. To pewnie zrozumiałe dla każdego.
Stacja radiowa może odsprzedawać swój czas antenowy zewnętrznym podmiotom. Wówczas emisja czegokolwiek w tym paśmie powinna zostać oznaczona jako niepochodząca bezpośrednio od nadawcy. Z reguły więc stosuje się określniki typu “emisja sponsorowana”, “blok reklamowy”, etc., a co za tym idzie czas taki nie powinien wliczać się w zbiorczą ilość macierzystego czasu emisji programu stacji. Tyle tylko, że payoli nikt nie “stempluje”, a skoro tak, to z biegiem czasu do takich praktyk udało się wmieszać radiowcom przedstawianie opłaconych uprzednio utworów w pozytywnym świetle (w celu pozyskania pozytywnego feedbacku słuchaczy).
Jak pisze na swoim blogu Yaro, “niektóre stacje radiowe przekazują pochlebne (mylące środowisko) informacje o najnowszych i najbardziej popularnych utworach do publikacji przemysłu muzycznego. Liczba nadań danego utworu może mieć wpływ na jego postrzeganą popularność“.
W praktyce temat wygląda tak, że podczas, gdy drzwiami i oknami wpełzają do stacji wytwórnie płytowe (zwłaszcza wielka czwórka zwana majorsami), dla zwykłego, niekontraktowego muzyka promocja radiowa jest poza zasięgiem. Taki stan rzeczy prowadzi do sztucznego “ustawiania” pozycji list przebojów (są chlubne wyjątki, ale to temat na zupełnie inny post), do “ustawiania” zawartości playlist i nacisku promocyjnego na opłacony wcześniej utwór.
Co ciekawe, payola działa też w połączeniu z barterem. Wygląda to tak, że w zamian za promocję radiową, wytwórnia oferuje pakiet nośników promocyjnych, gadżetów związanych z promocją danego “kawałka”, a w związku z tym “opłata” końcowa jest mniejsza od zwyczajowo przyjętej. Teoretycznie nie można się do niczego przyczepić, prawda?
Payola” nie była wymysłem lat 50-tych. W XVIII wieku kompozytorzy sprzedawali swoje utwory, nie otrzymując później za nie tantiem, wręcz opierając się na łapówkach, by ich dzieła muzyczne były grane, ułatwiało to bowiem sprzedaż kolejnych. W latach 50-tych nastąpiło apogeum systemu “payola”, co było spowodowane pojawieniem się telewizji i przeniesieniem wielu radiowych słuchowisk na ekrany, uwalniając każdego tygodnia setki godzin czasu antenowego.
Radio stało się platformą dla wytwórni fonograficznych chcących promować swoich wykonawców. Popularni stawali się DJ-e, którzy w dużych miastach, takich jak Nowy Jork, czy Chicago mogli zarobić 35 tysięcy dolarów rocznie. Z czasem niektórzy producenci zaczęli narzekać, że ich piosenki nie są grane bez wcześniejszego wręczenia łapówki. W roku 1959 o “payola” dowiedziała się opinia publiczna.
Federalna Komisja Łączności (Federal Communications Commission) oraz Federalna Komisja Handlu (Federal Trade Commission) rozpoczęły dochodzenie, a Amerykańskie Stowarzyszenie Kompozytorów, Autorów i Producentów rozpoczęło strajk przeciw nadawcom. Skończyło się na wniesieniu poprawki do Ustawy o Łączności (Communications Act of 1934) zakazując “pay-for-play” czyli płać-by-grać.
Kończąc, chciałbym przestrzec Was – muzyków, że na terenie Polski wszelka korupcja jest zabroniona (dotyczy to również payoli). Jeśli zamierzacie rozmawiać z jakąkolwiek stacją radiową na temat promocji Waszej twórczości, może warto zastanowić się, czy takiej rozmowy nie powinniście nagrać, a jeśli w jej treści pojawi się żądanie zapłaty za emisję utworu, o fakcie tym poinformować niezwłocznie CBA (np. poprzez formularz kontaktowy znajdujący się na stronie internetowej www.cba.gov.pl).
Drodzy Artyści: jestem zdania, że to, że jest Wam ciężko się promować, nie musi oznaczać wcale, że musicie dodatkowo dawać się robić w trąbę. Z patologią należy walczyć. Zawsze i za wszelką cenę. Amen.
autor tekstu: Jacek Hustler
[…] (tak, to jest korupcja!) jest również powszechny, głównie w przypadku polskich wykonawców, o czym wie całe środowisko – ot, taka tajemnica poliszynela. Nazwisk wymieniać nie chcę, ale jak poczytacie między […]
Rafał – bardzo rzeczowo ująłeś sens tematu. Mimo że sam gram i walczę w tym temacie, to jestem za 🙂
Z drugiej strony szkoda że tak mało się promuje naszych rodzimych tzw niszowych wykonawców, bardzo szkoda, bo jest dużo świetnych.
Wydaje mi się, że ocena tego zjawiska nie jest aż taka jednoznaczna. Stacje radiowe w większości to prywatne podmioty i mają prawo do tego, by żądać opłat za cokolwiek chcą. Jeśli dyrektor muzyczny uważa, że utwór nie odpowiada profilowi stacji, nie podoba się lub cokolwiek innego, oferta, że utwór zostanie wyemitowany za opłatą jest wg mnie w porządku. Według mnie to nie jest korupcja. Oczywiście, naganne jest wprowadzanie utworów do list przebojów "od tyłu", jeśli stacja deklaruje, że o utworach decydują wyłącznie słuchacze. Wtedy to jest oszustwo. Inną sprawą, że wiele artystów uważa, że utwór grany w mainstreamowej stacji radiowej jest dla nich być albo nie być, a prawda jest taka, że pasmo głównych stacji jest ograniczone i nie wszyscy znajdą tam miejsce. Można się wypromować bez bycia w air playu RMF FM, tylko że wymaga to wysiłku i kreatywności, szczególnie jeśli nie dysponuje się dużym budżetem. Ale można. Mam wrażenie, że artystom od razu marzy się pierwsze miejsce list przebojów, granie ich utworów po 5 razy na godzinę w największych stacjach i najlepiej, by stało się to od razu. Zapominają, że do wszystkiego dochodzi się małymi krokami, zapominają o stopniowym rozwoju. Nawet pierwszy singiel Katy Perry wytwórnia najpierw wysłała do lokalnej rozgłośni, a dopiero widząc duże zainteresowanie zdecydowała się na rozesłanie do większych stacji radiowych. Podobnie było z pierwszym singlem "Pon de Replay" Rihanny. Widzę też, że wielu artystów ciągnie "mainstream", bo uważają, że ich muzyka jest najlepsza i wszyscy powinni ich słuchać, choć ich muzyka jest wybitnie przeciętna albo wybitnię niszowa. Tymczasem zamiast ograniczyć się do niszy i tam budować swoje fundamenty, większość wolałaby się od razu rzucać na głęboką wodę. I sądzę to zjawisko, że tak wiele ludzi "wali" do dużych, komercyjnych stacji radiowych wytworzyło zjawisko, że zagramy jak zapłacicie. Jest popyt, jest podaż. To jest takie proste.
Rzekłeś: "pisanie "jeśli dyrektor muzyczny uważa, że utwór nie odpowiada profilowi stacji, nie podoba się lub cokolwiek innego, oferta, że utwór zostanie wyemitowany za opłatą jest wg mnie w porządku"…
Przede wszystkim ponad wszelką wątpliwość stacje radiowe są beneficjentami wytwórni fonograficznych i i samych Artystów. Korzystając z dostarczanej im muzyki planują czas antenowy co też w dużym uproszczeniu przekłada się na zysk lub stratę. Radio samo w sobie spełnia jakieś funkcje i z perspektywy swojej siły ma określone obowiązki promocyjne, zresztą – pisząc wprost – zarabia przy tym na Artystach zwracając im jedynie ułamek zarobku w postaci odprowadzanych tantiem. Dlatego też w moim odczuciu płacenie stacjom za promocję utworów jest nie do przyjęcia.
Co ciekawe, czytałem gdzieś, że powoli zaczyna się zmieniać model współpracy Artystów z radiami. Podobno jedną z prekursorek za granicą jest Taylor Swift. Podpisane przez nią porozumienie mówi, że za emisję stacje radiowe płacą tantiemy autorskie (ASCAP/BMI), a do tego wypłacają również stosowne wynagrodzenie bezpośrednio Artystom. Uważam, że to właśnie jest zdrowe, rynkowe podejście. Działanie odwrotne jest nie fair.
Witam, również wiele razy spotkałem się z "delikatną sugestią" dyrektorów stacji radiowych że jeżeli chcielibysmy wpłacić pewną kwotę to nasz singiel znalazł by się nagle w Topliscie na bardzo wysokim miejscu 🙂 nawet bez poczekalni. Takim zachowaniem mówimy stanowczo NIE. Ja dziś na swoim blogu opisałem bardzo dziwne zachowanie pewnej " gwiazdy" zapraszam.